Związkopropaganda
Przychodzi taki czas w życiu, kiedy na rodzinnych obiadkach trzeba odpowiadać na pytanie "Czy kogoś masz na oku?" ciekawskim krewnym. Twoi rówieśnicy wiążą się ze sobą w pary i relacjonują swoje związki na facebooku. Lub co gorsza jesteś świadkiem jak nie mogą powstrzymać się od uścisków i przytulasków w miejscach publicznych.
A nawet jeśli otoczenie nas nie naciska, zawsze to zrobią środki masowego przekazu. W "internetach" spotykamy miłosne cytaty czy gify, "życiowe" mądrości o romansowaniu i groźby w kierunku wyimaginowanych partnerów. Żartuje się o samotnikach czy osobach poległych w friendzone. Serwisy plotkarskie opisują życie uczuciowe znanych osobistości. W książkach, filmach i grach często umieszcza się wątek romantyczny, sensowny czy nie, przekrzywiający rzeczywisty obraz relacji.
Szczęściarzy albo ta zaraza ominęła szerokim łukiem albo matka natura obdarzyła tak silnym umysłem, że podchodzą do sprawy z dystansem oraz za bardzo tym nie przejmują. Niestety, reszta za bardzo wzięła do serca hasło "nie możesz być singlem by funkcjonować w społeczeństwie". Dlaczego niestety? Obniża się im samoocena, ponieważ myślą, że są sami dzięki swojemu wyglądowi i charakterze. W następstwie załamują się i zamykają się na ludzi. Bądź próbują udowodnić, że są świetnymi ludźmi poprzez szukanie dziewczyny/chłopaka na siłę i przez to są "z byle kim". Możliwe, iż nam się dobrze trafi i pomimo widocznych wad drugiej osoby, przeżyjemy z nią chwile warte wspominania. Częściej jednak nici z takiej znajomości, gdyż przymykamy oczy na rażące wady (ludzie się zmieniają, można na nich wpłynąć, ale bez przesady), a one wymkną się poza kontrolą. Czy też znamy go tak krótko, że dopiero podczas romansu te minusy w charakterze wychodzą na wierzch. Dochodzi do rozstania, które może przejść nieprzyjemnie. Znowu samoocena podkopana, bo nie wyszło tak jak pokazali w tym filmie romantycznym. Słabsze charaktery wybiorą jeszcze bardziej dołującą opcję czyli tkwienie w toksycznej relacji. Tak czy siak depresja puka do naszych drzwi.
Nie ma jednej recepty, by przeżyć związkopropagandę bez przeszkód, ponieważ każdy inaczej spostrzega sferę uczuciową. Pamiętajcie jednak o fakcie, że singielskia egzystencja również ma sporo zalet i naprawdę warto korzystać z tego czasu. Znajcie też swoją wartość. Nie oznacza od razu czekać na księcia/księżniczkę na białym koniu. To już jest gorsze.
A nawet jeśli otoczenie nas nie naciska, zawsze to zrobią środki masowego przekazu. W "internetach" spotykamy miłosne cytaty czy gify, "życiowe" mądrości o romansowaniu i groźby w kierunku wyimaginowanych partnerów. Żartuje się o samotnikach czy osobach poległych w friendzone. Serwisy plotkarskie opisują życie uczuciowe znanych osobistości. W książkach, filmach i grach często umieszcza się wątek romantyczny, sensowny czy nie, przekrzywiający rzeczywisty obraz relacji.
Szczęściarzy albo ta zaraza ominęła szerokim łukiem albo matka natura obdarzyła tak silnym umysłem, że podchodzą do sprawy z dystansem oraz za bardzo tym nie przejmują. Niestety, reszta za bardzo wzięła do serca hasło "nie możesz być singlem by funkcjonować w społeczeństwie". Dlaczego niestety? Obniża się im samoocena, ponieważ myślą, że są sami dzięki swojemu wyglądowi i charakterze. W następstwie załamują się i zamykają się na ludzi. Bądź próbują udowodnić, że są świetnymi ludźmi poprzez szukanie dziewczyny/chłopaka na siłę i przez to są "z byle kim". Możliwe, iż nam się dobrze trafi i pomimo widocznych wad drugiej osoby, przeżyjemy z nią chwile warte wspominania. Częściej jednak nici z takiej znajomości, gdyż przymykamy oczy na rażące wady (ludzie się zmieniają, można na nich wpłynąć, ale bez przesady), a one wymkną się poza kontrolą. Czy też znamy go tak krótko, że dopiero podczas romansu te minusy w charakterze wychodzą na wierzch. Dochodzi do rozstania, które może przejść nieprzyjemnie. Znowu samoocena podkopana, bo nie wyszło tak jak pokazali w tym filmie romantycznym. Słabsze charaktery wybiorą jeszcze bardziej dołującą opcję czyli tkwienie w toksycznej relacji. Tak czy siak depresja puka do naszych drzwi.
Nie ma jednej recepty, by przeżyć związkopropagandę bez przeszkód, ponieważ każdy inaczej spostrzega sferę uczuciową. Pamiętajcie jednak o fakcie, że singielskia egzystencja również ma sporo zalet i naprawdę warto korzystać z tego czasu. Znajcie też swoją wartość. Nie oznacza od razu czekać na księcia/księżniczkę na białym koniu. To już jest gorsze.