Pogadajmy o psychofanach

 Literatura, muzyka, film, gra komputerowa - od dawna inspiruje, przenosi do odległych i bliskich światów, zmusza do myślenia lub po prostu umila czas wolny. Każdy z nas ma dzieła, które są bliskie jemu sercu. I takie, które przyprawiają go o palpitacje serca. Fani lub antyfani zrzeszają się w jednej grupie zwanej fandomem. Teoretycznie miłość do uniwersum ma ich przybliżać, ale jak jest w praktyce? Już nie tak różowo. Szczególnie przez fanatyków serii, o których będzie mowa.

1. Moje zdanie jest najważniejsze! 
 Dyskutowanie na różne tematy są jedną z ważniejszych funkcji fandomów. Bo w końcu z kim najlepiej rozmawiać o kolejnym tomie książki, jeśli nie z takim książkoholikiem jak Ty? Wszystko byłoby super, gdyby osoba szanowała Twoje zdanie. Szkoda, że często towarzysz próbuje Ci wmówić, że to jest lepszy, mądrzejszy itp. gdyż ma inną opinię. Gdy to nie działa, przechodzi do wyzwisk i gróźb. Zdarza się, że jego megalomania szerzy się poza granicami grupy. To zjawisko spotykam głównie w przypadku fanów ostrej muzyki, którzy próbują zmusić fanki One Direction do zmiany gustu.
 Ok, rozumiem fakt, że możemy wątpić w wysoką inteligencję fanki Zmierzchu, ale to nie oznacza, że trzeba kogoś obrażać. To, że ktoś ma inne kubki smakowe od Nas, nie czyni go gorszym człowiekiem. I w drugą stronę ;) Po drugie, wielbienie chociażby takich 50 Twarzy Greya, nie sprawia, że nagle jesteśmy amebami. Każdy potrzebuje od czasu do czasu się rozerwać niekoniecznie ambitną rozrywką. Jak już koniecznie chcemy zmienić tok myślenia rozmówcy, to spokojnym tonem użyjmy argumentów "na poziomie".

2. Nie zmieniajmy nic!
 Tą przypadłość spotykam szczególnie wśród zagorzałych fanów gier komputerowych, najczęściej wiekowych serii. Wiele maniaków jest święcie przekonana, że ich ulubioną pozycję tak dopracowano do perfekcji, że wszelkie zmiany wyjdą tylko na minus. Przez co dochodzi do absurdalnych sytuacji jak gównoburza z powodów błahych jak pomniejszenie cycków bohaterki czy zmiana koloru menu w kontynuacji cyklu. Tak jak poprzednim punkcie, każdy ma prawo do swojej opinii, ale popierajmy ją sensowniejszymi argumentami niż "nie jest jak w poprzedniej części". Nie zaślepiajmy się sentymentalizmem, tylko popatrzmy trochę na to obiektywniejszym okiem. Pamiętajmy, iż bez rewolucji wszystko stoi w miejscu, a zachwyt zastępuje nuda.  

3. Na stos sezonowców!
 Nie ukrywam, że i mnie działają na nerwy "chwilowi" fani, którzy uważają się za nie wiadomo jakiego znawcę, a kiedy się pyta go o szczegóły to nie rozumie o co chodzi. I nie mam tu na myśli cytat z tomu 3 z 234 strony, bo i ja takich rzeczy nie zapamiętuję. Bardziej mi chodzi o opinie na temat postaci czy pytanie w stylu "Wolisz pierwszą część czy drugą?". Jednak kiedy ktoś wyłącznie darzy sympatią dane uniwersum albo dopiero zaczyna się nim interesować, to nie powinno się nim gardzić. Pamiętajmy, że my też zaczynaliśmy znajomość z jakimś zespołem czy filmami danego reżysera oraz nie wszystkiego jesteśmy zagorzałymi maniakami. Każdy ma serię, którą jedynie "lubi". Jeśli ktoś prosi nas o wytłumaczenie danego wątku, to nie bądźmy dla niego źli i nie wywyższajmy się tytułem "tru fan". Bo po prostu na to nie zasługuje.

4. Jestem prawdziwym fanem!
 Punkt nieco podobny do 1 i 4, ale tu mam na myśli sytuacje w odrębnie jednego fandomu i na dodatek dotykające raczej tych zagorzałych. Często fakt, iż ktoś ma takie same ulubione serialu, książki itp. sprawia, że ten ktoś jest wrogiem publicznym numer jeden, a ich rywalizacja przypomina wyścig szczurów. Kto lepiej wie na temat głównego bohatera, kto ma koszulkę z zespołem... A jak odbiegasz od jakieś reguły np. jesteś fanem metalu i nie ubierasz się na czarno, to zapominaj o nazwaniu siebie tru fanem! Moim zdaniem wspólne zainteresowania nie powinny dzielić, a łączyć ludzi! Te zachowanie, spowodowane głównie by pochwalić się przed się przed innymi, jest infantylne i nie na miejscu. Wspomnę, że nie osiągniecie tym swojego celu, ponieważ ludzie będą tak tym zażenowani, że nawet nie spojrzą na takiego umysłowego dzieciaka.  

5. Mokre sny
 Nie mam nic do parowania postaci. Ba, często sama kibicuję fikcyjnym bohaterom, żeby między nimi coś zaiskrzyło. Nie przeszkadzają mi nawet nadmierne tworzenie fanfiction czy obrazków. Ale... Niestety, często przekracza się cienką granicę. Mam na myśli tu wszelkie hentai i niesamowicie zboczone opowiadania. Po prostu przekraczają granicę smaku, o której kiedyś pisałam na blogu. Rozumiem, iż często macie takie brudne myśli, ale nie wylewajcie tego w Internecie w ten sposób! Zostawcie to w swoim pokoju. Tak będzie najlepiej.
    

Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz