Koncert marzeń


Witam Was. Dalej nie mogę się otrząsnąć, że na własne oczy widziałam Lindsey. 13 października stał się jednym z moich najpiękniejszych dni i trzynastych poniedziałków. Zapraszam do czytania.
 Na koncert pojechałam z moją najlepszą przyjaciółką i jej rodziną (która traktuje mnie jak członka ich rodziny), więc mile spędziłam czas czekania na występ. Kolejki były naprawdę spore, ciągnące się na pobliskim parkingu - nie spodziewałam się, że wydarzenie było wyczekiwane aż przez tyle osób. Gdy weszliśmy do budynku pochodziłam trochę po Torwarze i kupiłam bluzkę, która prezentuje się tak:
  Trochę zgłodniałam, więc musiałam coś kupić. I oburzyła mnie jedna rzecz. Zakazują wnosić własne napoje, żeby ludzie kupowali pól litra Pespi za 8 zł! Dla mnie oszaleli. A wrap był tak obrzydliwy, że go nie do końca skończyłam (papryka miała taki dziwny smak). Już bardziej mi smakuje ten z MMcDonalda Jednak to kwestia gustu.
   Miejsce miałam siedzące na samej górze. Mogłam widzieć wszystko, a szczegóły dowidziałam dzięki lornetce przyjaciółki. Więc można stwierdzić, że nie miałam żadnych problemów i miałam także szczegółowy widok na płytę. Moje serce i ból brzucha ze śmiechu skradła pewna pani w białym podkoszulku tańcząc jak paralityk i wymachiwała swoją pupą przed oczami swoich koleżanek. Co te piwo robi z ludzi.
  O godzinie 20 wszedł support - zespół The Big Great World. Pomimo, że muzycznie nie moje klimaty to naprawdę dobrze się spisali. Na pewno każdy na koncercie zapamiętał klawiszowca z ADHD, z którego nie mogłam się przestać śmiać. Jak można się domyśleć najbardziej spodobało mi się jak na scenę weszła Lindsey i zagrała z klawiszowcem jeden utwór. Uspokoiła jego szaleństwo.
 O 21 wyszła skrzypaczka. Każdy występ był rewelacyjny zarówno muzycznie jak i choreografia. Sama nie wierzę, że można tak skakać po scenie przez półtorej godziny. Wydarzyło się wiele pamiętliwych wydarzeń jak wkładanie zielonego kostiumu i komentowanie jego procesu zakładania, dostanie miśkiem czy filmiki z jej dzieciństwa. Ciężko wybrać jeden najlepiej wykonany utwór, ale jak dla mnie Take Flight, może dlatego, ze to jeden z moich ulubionych. Naprawdę się wzruszyłam przy nim. Jednak wszystkie tytuły słuchane z radia nie zastąpią tego koncertu. To już nie to samo.
 To, że wydarzenie się udało to też zasługa fanów, którzy zorganizowali akcje z tymi światłami chemicznymi i sercami. Jedynie co mnie irytowało to chmara ludzi nagrywająca wszystkie występy telefonem. Rozumiem jedno, dwa zdjęcia by się pochwalić na facebooku, że się było, ale to już przesada. Nagrane z telefonu nie zastąpi wrażeń na żywo.
 Niestety mogłam wcześniej napisać, ale miałam podróż powrotną z wrażeniami. Wtorek i środę siedziałam w domu, ponieważ miałam grypę żołądkową. Ale coś za coś. Pokazałabym zdjęcia, jednak ich jakość była słaba...

Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz